Biwak Oaza 2014

Post date: Jun 27, 2014 10:36:21 PM

Naszą całoroczną pracę podsumowaliśmy biwakiem na Oaza Camp w Uściu Gorlickim. Trzydniową przygodę rozpoczęliśmy w piątek 20.06.2014 zbiórką na przystanku w Szymbarku. Co prawda skład zmniejszył się do 10 uczestników (w tym dwóch opiekunów tj. druhna Kasia z 3 GDW Trawers i ja tj. Przyboczny Przemek), ale humory nam dopisywały.Na godz. 18:00 dotarliśmy do ośrodka Oaza Camp, gdzie po drobnych formalnościach udaliśmy się na miejsce gdzie za chwile staną nasze namioty. Z drobną pomocą dh Janusza (z synami) oraz zaprzyjaźnionego dh. Bartka uwinęliśmy się z namiotami w ok. 1,5 godziny i przystąpiliśmy do kolacji.

Na wieczór zasiedliśmy przy obrzędowym ognisku rozpalonym przez wyjątkowego gościa Dyrektora ZS w Szymbarku pana Marka Dziedziaka. Nad podtrzymywaniem ognia czuwał strażnik ognia dh Adrian. Z wyrazami uznania i wdzięczności za regularność opłacania składek harcerskich każdy otrzymał praktyczny upominek w postaci notesy sygnowanego nazwą Hufca Gorlice oraz naszej drużyny. Po krótkiej gawędzie i odśpiewaniu "Płonie ognisko" każdy przekazując buławę głosu zaprezentował swoje najlepsze wspomnienie z minionego roku harcerskiego, po czym zastanawialiśmy się czym dla nas jest harcerstwo.

Dalsze biesiadowanie upłynęło nam na prezentacji pomysłów na zbiórki na przyszły rok harcerski oraz odśpiewaniu kliku szlagierowych pieśni harcerskich. Na zakończenie obrzędowego ogniska złączyliśmy się w kręgu i przekazaliśmy iskierkę przyjaźni.Pomimo ciszy nocnej rozpoczętej o godz. 23, chyba nie było osoby która zasnęła wcześniej jak 01:00 :) Każdy był podekscytowany wartami nocnymi (2 osoby po 2 godz.). Koniecznie trzeba wspomnieć o ważnym wydarzeniu tej nocy szczególnym dla druhny Kasi pomagającej nam na biwaku. Otóż chwilę po północy druhna wkroczyła do zaszczytnego grona instruktorów Hufca Gorlice składając zobowiązanie instruktorskie - gratulujemy :)

Po dosłownie kilku godzinach snu oficjalnie pobudka nastąpiła o godz. 7:30. Po krótkiej przebieżce i gimnastyce zasiedliśmy do śniadania. W między musiał organizować pomoc techniczną do awarii zamka w moim samochodzie do którego nie mogliśmy się dostać. Na szczęście dh Janusz użyczył numer telefonu do lokalnego fachowca i udało się ogarnąć problem.

O godz. 9 po uprzednim zabezpieczeniu placu biwakowego i namiotów wsiedliśmy do autobus obierając kierunek Hańczowa. Na przystanku zorientowaliśmy mapę i wybraliśmy "mapowego" w postaci druha Kacpra - nasz los byłe w jego rękach.

Wędrówkę rozpoczęliśmy od zakupów energetycznych tj. 3 tabliczek czekolady i wody mineralnej. Szlak niebieski początkowo wdał się we znaki naszym kolanom ze względu na strome podejście jednak znaczna pozostała część przebiegała już spokojnie grzbietem góry. Trudniej było w końcowej fazie kiedy zeszliśmy na szlak żółty, gdzie po stromym podejściu czekała na nas jeszcze bardziej strome zejście z góry.Na trasie dla niektórych z nas czekał mały test wiedzy z umiejętności samarytańskich (tj. I pomocy) w ramach zdobywanych sprawności Sanitariuszki/Sanitariusza. Druh Kacper prezentował nam pomoc rannemu przy złamaniu zamkniętym, druhna Madzia omawiała na żywym organizmie (czytaj druhna Kasia) omdlenie, natomiast druhna Emilka teoretycznie zaprezentowała reakcję na zaprószenie oka, wysoką gorączkę i stłuczenie. Jednak wisienką na naszym torcie samarytańskim było przygotowanie z dostępnych materiałów (tj. sznurek i las) noszy dla "rannej" Pauli i przetransportowanie jej (bez uszkodzeń) na dystansie ok. 10 metrów. Oczywiście wszystkie zadania zostały zaliczone i dodatkowych obrażeń nie zarejestrowaliśmy.

Pomimo iż tempo wydaje się, że mieliśmy słuszne to okazało się przed podejście na Homolę że będziemy mieć min. 1,5 godzinne opóźnienie do obiadu. Mocna mobilizacja i silne pragnienie zdobywania kolejnego wzniesienia przez druhnę Madzie pozwoliły nam zdobyć Homolę w dobrym tempie i dotrzeć do Uścia Gorlickiego na godz. 14:40. Na miejscu dotarła do nas druhna Drużynowa z Leonem dodając nam otuchy. Pozytywnie zmęczeni, zrumienieni na policzkach i wilczo głodni zjedliśmy wspólnie smaczny obiad w Bistro Centrum i po drobnych zakupach wróciliśmy do Oaza Camp.

Na majdanie namioty stały jak je zostawiliśmy, a samochód był już otwarty, lecz pojawił kolejny problem.

Otóż nie mogłem znaleźć swojego aparatu, więc pojechałem na jego poszukiwania. Zaliczywszy ponownie Homolę (tam i z powrotem) zrezygnowany zaakceptowałem stratę aparatu ze zdjęciami wróciłem do Oazy. Na miejscu czekała na mnie uśmiechnięta, lecz skruszona druhna Kasia oznajmując, że znalazła aparat na trasie. Po wymianie poglądów zadowoleni, że zguba się znalazła przystąpiliśmy do dalszych zajęć.

Z racji opóźnienia z obiadem i "nieporozumieniem" z aparatem musieliśmy trochę okroić pierwotne plany, aby zdążyć przygotować się do ogniska. Rzutem na taśmę podjęliśmy się z założenia prostej i szybkiej gry terenowej podsumowującej znajomość znaków patrolowych i szyfrów. Zasady były proste: Pierwszy patrol pod dowództwem Adriana i moim nadzorem wyruszył w trasę zostawiając zaszyfrowane wiadomości z tekstem o Uściu Gorlickim i z zadaniami do wykonania na miejscu oraz znaki patrolowe wcześniej ustalone. Po 10 min. od naszego startu drugi patrol kierowany przez Kacpra i pod opieką Kasi wyruszyła naszymi śladami.Jaki był efekt zabawy ? Grupa która goniła jeszcze na początku nie odczytała jednego znaku i wybrała się na krótką przechadzkę po lesie w poszukiwaniu dalszych wskazówek - na próżno. Na szczęście mieliśmy telefony, małe naprowadzenie i gra potoczyła się właściwym torem - skończyliśmy w sam raz o 18:30.

Szybkie przygotowanie kiełbasek, patyków i drewna na ognisko oraz samego ogniska zajęło nam niecałą godzinę, po czym na horyzoncie pojawiła się błyszcząca kolumna 12 DSH Źródło z Uścia G przywitana przez mnie równie błyszczącą siekierą tyle co wyciągniętą z bagażnika.

Spotkanie obu drużyn z założenia nie miało być obrzędowe i to się udało. Wspólne śpiewanki przeplataliśmy zabawami w podchody w lesie, w szczura oraz 123 baba jaga patrzy. I tutaj należy się wyjaśnienie. Podchody każdy interpretuje inaczej i słusznie bo odmian jest wiele. Nasze polegały na tropieniu na wyznaczonym obszarze lasu przez 3-kę kadry 3 osobowych zespołów które w przeciągu 10 minut miały się przed nami schować jak najlepiej potrafią i zakamuflować. Wygrać miał zespół który uzyska najkrótszy dystans kroków od miejsca gdzie stoi patrolujący w momencie wypatrzenia członka danego zespołu do tego uczestnika gry. Po 0,5 godz. wszyscy nieznalezieni zeszli z lasu do ogniska. Aż wstyd się przyznać ale znaleźliśmy tylko jeden patrol :/ Zabawy w szczura nie trzeba chyba tłumaczyć. Natomiast ostatnia zabawa odbywająca się już po zmroku jest warta omówienia. Otóż kto oglądał "Czarne stopy" ten wie i widział. Kto nie miał takiej okazji wyjaśniam. Na moje dwa gwizdki uczestnicy biegli w naszą stronę, a właściwie w stronę światła chcąc je zdobyć. Wtedy ja i drugi prowadzący phm. Janusz ze Źródła byliśmy do uczestników odwróceni plecami. Na jeden gwizdek my się odwracaliśmy, a cała "wiara" jak najszybciej chowała się za uprzednio rozmieszczonymi na polanie kanadyjkami i materacami. Kogo wyłapało nasze wprawne instruktorskie oko odpadał. Wielu udało się zdobyć bazę. Rozgrywkę powtórzyliśmy 3 razy.

Pożegnaliśmy się ze Źródłem iskierką przyjaźni ok godz. 23:00.Od godziny 23:30 zapanowała już cisza nocna i w odróżnieniu do poprzedniej nocy ta cisza była cichsza ;)

Tej nocy trochę poprzestawialiśmy warty i osobiście miałem przyjemność czuwać nad majdanem z dh. Madzią i już pwd. Kasią (na doczepkę :)) do godz. 01:30. Po obfitym dniu w nowe doświadczenia, wrażenia i kilometry licząc na błogi sen ok godz. 03:00 zaskoczył mnie dzwoniący telefon oraz SMS o treści: "Druhu ... w krzakach

jest coś co krzyczy jak małpa". Próbując ocenić sytuację szybko wyszedłem z namiotu i zastałem tylko dygocące wystające z pomiędzy burt namiotu głowy wartowniczek dh Pauli i dh Jadzi. Zdały relacje o łamiącej patyki małpie w okolicach paleniska. Znając rysopis podejrzanego zrobiłem obchód i zgadnijcie ...Nie było na szczęście (niestety) żadnej małpy :) Wznieciliśmy ogień i druhny dokończyły wartę, a ja mogłem spokojnie powrócić w objęcia Morfeusza.

Pobudka w niedzielę właściwie nie była potrzeba, bo o 7:30 już każdy (prawie) był na nogach. Po nutellowo - dżemowym śniadaniu rozdzieliliśmy zadania tj. sprzątanie po śniadaniu, zbieranie śmieci, składanie łóżek oraz namiotów itp. Jak byliśmy już poskładanie na tzw. kupę przyodziani w mundury przystąpiliśmy do apelu na zakończenie biwaku. Nastąpiło odczytanie rozkazu drużynowej, a w nim m.in. przyznanie pierwszego w Gryfonach stopnia harcerskiego Pionierka druhnie Madzi, przyznanie sprawności sanitariusza i skarbnika dh Kacprowi oraz sprawności sanitariuszki dh. Madzi, dh. Emilce, dh. Juli i dh Klaudii.

Na zakończenie nie mogło zabraknąć raportu wniosków, skarg i zażaleń głodnych, chorych, zakochanych.Zwarci i gotowi po błyskawicznej iskrze przyjaźni na przystanku wsiedliśmy do autobusu w kierunku Szymbarku żegnając się z Oazą Camp która dostarczyła nam mnóstwa pięknych i niezapomnianych chwil.

Dziękuję za to że mogłem spędzić z Wami te 3 dni i 2 noce oraz za to że dotrwaliście do końca tej relacji :)

Czuwaj !

Przyboczny

pwd. Przemysław Petit