Tatry 18-20 maja

Dzień 1

Cały kwiecień byliśmy napaleni na maj jako miesiąc wypraw, które miała rozpocząć długo-weekendowa wyprawa w góry. Niestety klienci nie pozwoli nam na wyjazd. co nie było takie złe. Dzięki temu podgoniliśmy troszkę pracy koło domu.

Dzień wyjazdy nadszedł w piątek 18-05-2012 o godzinie 3 rano. Ponieważ jak zwykle nie mieliśmy z kim zostawić naszego futrzaka zapadła decyzja, zawozimy Erin do mojej mamy na wieś. Wiązało się z niewielkim nadłożeniem drogi i trasą przez Końskie i rozkopane Kielce.

Tydzień był zimny i z niepokojem obserwowaliśmy podczas jazdy termometr czy faktycznie idzie zapowiadane ocieplenie. Co kilkanaście kilometrów temperatura wahała się pomiędzy +2 a -3, a w radio podali że w tatrach spadł śnieg. Na Mazowszu jechaliśmy jakby przez kraj ogarnięty wojną, co chwila widzieliśmy kłęby czarnego dymu.. To sadownicy palili opony w sadach aby uchronić kwiaty i zawiązki przed przymrozkiem..

Nadłożenie drogi nie okazało się takie złe, wcześnie rano nasze drogi wojewódzkie są jak wymarłe. Dzięki temu jedzie się bez zbędnego stresu..

Na miejsce do Małego Cichego docieramy ok. godz. 10 witani pięknym niebieskim niebem i ośnieżonymi Tatrami.

Nasza kwatera to nowo postawiony dom z widokiem z okna jak we wczesnych windowsach z widgetem w postaci cmentarza.. Za nimi na tle nieba górują Tatry Wysokie.

Szybkie przepakowanie i lecimy w góry.

Cel: Równia waksmundzka, Gęsia Szyja, Rusinowa Polana..

Wysiadamy z busa na Cyrhli

i po przejściu kilkudziesięciu metrów skręcamy w lewo na czerwony szlak. Prawie od razu pojawia się leżący mokry śnieg, który w coraz większych ilościach będzie nam towarzyszył do samego szczytu. Marsz po Równi Waksmundzkiej to prawdziwy koszmar piechura i test dla butów. Alpinusy Agnieszki nie wytrzymały nawet godziny. Woda chlupie jej w butach. Moje nowe Scarpy przemakają na palcach (chyba). Po drodze mijamy kilku turystów wracających z Gęsiej. Informują nas że takie błotko będzie nam towarzyszyć do stoków.. Marsz jest męczący, a przez panujące warunki znacznie się wydłuża. Niestety po drodze niema gdzie odpocząć ławeczki w wodzie lub mokrym śniegu, ławeczki nawet jeśli są to ich nie widać. Po prawej mijamy Małą Koszystą, zaczyna być łatwiej śnieg jest zbity i nie płynie jak w dolinach.

Po ok. 3 godzinach dochodzimy do naszego pierwszego celu jakim jest gęsia szyja. W końcu, pod samym szczytem znajdujemy suche miejsce na odpoczynek. Agnieszka atakuje kanapki, ja z aparatem widoki.

Dla tych widoków Warto było ! ! ! ! .

Mały fajrant i decyzja, schodzimy na rusinową. Opowiadam Adze jak tu było 23 lata temu kiedy jeszcze jako mały harcerz zjechałem z cała nasza drużyna na własnym zadku z połowy stoku.

Teraz to luksus, nawet schody są. Na dole pusto, raptem dwóch TOPR-owców, Samotny Pan i Pani z dzieckiem. Dłuższy odpoczynek połączony z badanie naszych stóp. Miało być lajtowo, szczególnie dla mojej Agi, a wyszedł hardcor.

Nie wygląda to ciekawie, Aga ma całkiem przemoczone buty i na dokładkę, nie założyła długiej skarpety. Skutek jest taki że ma obtarte obwarzanki (precle -dla krakusów) wokół

kostek. U mnie za to wsio ok. to nie buty mi przemakały tylko palce marzły. Po 30 minutowym odpoczynku ruszamy w kierunku naszej kwatery. Po powrocie okazuje sie że mamy sąsiadów. W przelocie poznajemy naszych gospodarzy, którzy do końca pobytu pozostaną dla nas niewidoczni. Dzięki ich uprzejmości buty Agnieszki lądują w kotłowni. Ok. 21:30 padam jak pies Pluto,

Dzień 2

Wstajemy ok 6 rano. Sądziłem że z naszą formą będzie gorzej. Więc dzień zaczyna sie pozytywnie. Przy śniadaniu zastanawiamy się gdzie się wybrać. Ponieważ Aga zna tatry tylko pod postacią Dol. Chochołowskiej, Białki i Zakopanego. Wymyślenie wycieczki spada na mnie. Wpadam na pomysł kolejnej lajtowej wycieczki.

Wyruszamy samochodem do Zakopca po okulary przeciwsłoneczne dla Agi. Wypijamy Kawę na Krupówkach i ruszamy do Palenicy a stamtąd naszym celem są: Wodogrzmoty Mickiewicza, Dolina Roztoki, Wielka Siklawa, Dolina Pięciu Stawów Polskich.

Dzień 2

Wszystko zapowiada się pięknie, słoneczko praży, parking jest prawie pełen., na szosie do Moka, trochę spacerowiczów, kilka paniuś i kilku wyraźnie wczorajszych młodzieńców. Jest ok godz. 11 spokojnym krokiem ruszamy szosa w kierunku Wodogrzmotów Mickiewicza i Doliny Roztoki.. Po raz pierwszy idę z kijkami, na początku mnie wkurzają. kilka razy robię "pajacyka" w myśli zasady lewa noga, prawy kijek. Wzbudzam tym uśmiechy mijających nas osób Po pól godzinie łapię rytm. Faktycznie jest łatwiej. .Do pewnego momentu jest to prawdziwie lajtowy spacer, jak sie jednak okazuje z górami niema żartów. Mniej więcej w połowie doliny pojawia się śnieg,, a od Buczynowej Siklawy jest go naprawdę bardzo dużo.

Po drodze mijamy różnie wyekwipowanych turystów. Począwszy od osób wyraźnie nie mających pojęcia o górach i bezpieczeństwie, ubranych w krótkie spodenki i ...o zgrozo pepegi, przez takich jak my w butach do turystyki górskiej i kijkami, po wędrowców w stuptutach, z czekanami.. Bardzo szybko okazała się że ci ostatni wiedza co robią. Droga jest coraz trudniejsza i męcząca. We znaki daje nam się wczorajszy dzień. Szlak jest dość mocno wyślizgany. Niebezpieczeństwo potęgują jeszcze niedzielni turyści w adidasach i idący w zwartej grupie. Puszczamy kilka takich idących w przeciwnym kierunku grup. Pomimo tego że jesteśmy wyposażeni w porządne buty i kijki, które zapewniają większą stabilność decydujemy się zawrócić z pod Wielkiej Siklawy. Co ciekawe Aga śmiga w samym polarku Forclaz 50 nie narzeka na zimno, a jest ok 8c. Ciekae co jest tego przyczyna :), emocje, zmęczenie? Nawet na postojach nic nie mówi o założeniu soft shella. Dziwne. A jeszcze wczoraj w pełnym słońcu wskoczyła w sweter puchowy. Wracamy w nie najlepszych nastrojach, nie osiągneliśmy celu a Aga ma znowu mokre buty.

Ponieważ jest 18:30 od razu na poprawę humoru zamiast na kwaterkę jedziemy do "Dobra Kasza Nasza". Kolacja bardzo dobra, polecamy. Po powrocie na kwaterkę, zostajemy zaproszeni przez naszych sąsiadów. Dowiadujemy się że należą do klubu PTTK, Co ciekawe dzisiaj byli na Kopieńcu Wielkim i .......opisywali nam piękne łąki i kwiaty, podczas gdy my dzień wcześniej w tej samej okolicy i na tej samej wysokości brodziliśmy w śniegu.. Jest 23 czas spać.

Dzień 3

Wstajemy ok 7 rano. Poprzedniego dnia nie zrobiliśmy zakupów, decydujemy sie na śniadanie w Zakopcu. Ponieważ o godz. 9 otwarty jest tylko "Mini Szałas" siadamy i zamawiamy dwa zestawy śniadaniowe. Mniejsza o to jakie. Obydwa prawie niejadalne, ale nie mamy wyjścia. Posileni fizycznie, ale nie usatysfakcjonowani kulinarnie ruszamy w kierunku kuźnic. Parkujemy przy rondzie i ignorując nagabywania kierowców busów (3zł/0s.) spacerkiem ruszamy do właściwych Kuźnic a stamtąd żółtym szlakiem Doliną Jaworzynki przez przęł.

Między Kopami na Halę Gąsienicową.. Wycieczka zapowiada się na spacer i tak faktycznie jest przez cała drogę towarzyszy nam słońce i bezchmurne niebo. Po drodze spotykamy kilka osób schodzących z góry. W krótkiej wymianie zdań od napotkanych dziewczyn dowidujemy się że za przełacza zaczyna się zabłocony szlak. Szczerze piszą mając na uwadze nasze doświadczenia z poprzednich dni, dalsza drogę widzimy w niezbyt różowych barwach. Teraz tylko kilka ostrych podejść przerywanych trawersami stoków Małej Kopy Królowej. Rozciąga się stąd piękna panorama na Beskid Żywiecki z królującą Babia Górą i Giewont. W dole jak na dłoni Dolina Jaworzynki.

Dzień 3

Po ok. 2,5h docieramy na Przełęcz Między kopami (.1499m.np.m.) Tutaj krzyżują się szlaki. Ponieważ Agnieszka jest już zmęczona trzema dość intensywnym dniami proszę ja aby podjęła decyzję. Schodzimy niebieski przez Boczań do kuźnic czy idziemy dalej, do Murowańca, a potem być może na Czarny Staw Gąsienicowy. Aga jest twarda, dopóki jest sucho idziemy dalej. Z przełęczy przez szlak jest bardzo łatwy, tp prawie spacerniak jak w Dol. Chochołowskiej. Po 15minutach jesteśmy na Królowej Równi otwiera się przed nami całkiem nowa panorama. Roztacza się stąd widok na Tatry Wysokie, Grań orlej Perci z wyraźnie

zarysowanymi szczytami Kościelca, Koziego Wierchu, Granatów i Żółtą Turnię.. Po kolejnych 30 minutach mijamy Centralny Ośrodek Szkolenia polskiego Związku Alpinizmu BETLEJEMKA i pok kilku minutach docieramy do Murowańca. Mam ochotę ruszyć jeszcze na Czarny Staw Gąsienicowy, lecz Aga ma dość. Rozumiem to doskonale. Otarte nogi, wilgotne buty, siedzaca praca i od razu taki wysiłek. Prawdopodobnie sam bym się wcześniej poddał. Zwracam jej tylko uwagę że tracimy najciekawszy element wycieczki i żeby następnym razem powiedziała mi od razu że nie czuję się na siłach. Są inne atrakcje które nie wymagają takiego wysiłku. Zjadamy obiad (przystępna cena) i kupujemy napoje w cenie astronomicznej.

Powrót jest łatwy, decydujemy się niebieski szlak do kuźnic. Jednocześnie bardzo się cieszymy że szliśmy nim w kierunku przeciwnym. Oprócz Skupniowego Upłazu szlak jest w strefie regla, bez żadnych widoków. Jedynym widokiem jest szeroka ścieżka z głazów na których łatwo skręcić nogę, ponadto niema na niej prawie odcinków poziomych. Jednym słowem monotonia.

Ok. 16 docieramy do kuźnic. Pochłaniam kiełbskę i poprawiam lodami., Aga wypija Kawę. Już bez żadnych ceregieli pakujemy się do busika i wracamy do samochodu.

Droga powrotna trwa ok 6h, Na 7-ce prawdziwa walka z szaleńcami w swoich wspaniałych maszynach. Na szczęście w Jędrzejowie skręcam z 7 w drogę wojewódzka i pozostałe 250km pokonuję prawie sam na drodze.

Czas na podsumowanie.

Koszty Konieczne

1. Paliwo (ok.) 300 zł

2. Kwatera 100 zł (25zł osobo-doba)

3. Parking w Zakopanem 3 x 2,50 (godzina)

4. Parking w Palenicy 20 (dzień)

13. Parking Kuźnice 13,50 (2zł/h)

10. Bilety do TPN 3 x 8 zł (4 zł/os.)

11. Bus. 4 x 3 zł. (3zł bilet)

RAZEM 477 zł

Koszty niekonieczne :)

7. Kawka na Krupówkach 14 zł

8. Obiad w "Dobra Kasza Nasza" 64 zł

9. lody 3 zł (dobrej kaszy Naszej-pycha)

14. Kiełbaska +kawa + lody w Kuźnicach 19 zł

Obiad w Murowańcu + napoje 37 zł

RAZEM 137 zł

Koszty które i tak byśmy ponieśli. (lub większe)

6. Zakupy w sklepie 34 zł

12. Śniadanie 18 zł

RAZEM 52 zł