Katowice - Polski Komitet Plebiscytowy

https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Miel%C4%99cki

Fot. Dr Andrzej Mielęcki

"17 sierpnia 1920 roku tłum podekscytowanych niemieckich mieszkańców Katowic wyszedł manifestować swoją radość z upadku Polski. Gazety właśnie poinformowały, że wojska bolszewickie zdobyły Warszawę. Gdyby tak się rzeczywiście stało, oznaczałoby to kres nadziei tych wszystkich ludzi, którzy chcieli przyłączyć Górny Śląsk do Polski. Zanim po następnych długich godzinach okazało się, że Polakom udało się odeprzeć bolszewicką ofensywę, Niemcom się zdawało, że są panami sytuacji. Krzyczeli: "Nieder mit Polen, nieder mit Frenkreich!" (precz z Polską, precz z Francją).
Jednak pułkownik Blanchard nie zamierzał tolerować na ulicach rządzonego przez siebie miasta niemieckiej manifestacji. Z pobliskich koszar sprowadził szwadron huzarów, który dołączył do obecnej już przed budynkiem kompanii piechoty. Gdy próba rozpędzenia tłumu przy użyciu szabel się nie powiodła, wydał rozkaz otwarcia ognia z karabinów. Eksplodowały też granaty. Dziesięciu ludzi zginęło, inni zostali ranni. Była godzina 14.
Z okien swojego mieszkania (Warszawska 10) widział to doktor Andrzej Mielęcki. Zbiegł na dół, żeby opatrywać rannych, ale ktoś z tłumu go rozpoznał jako członka Polskiego Komitetu Plebiscytowego i krzyknął, że to z jego mieszkania rzucano granaty. Doktora pobito do krwi, a dogorywającego wywleczono z ambulansu, którym sanitariusze wieźli go do pobliskiego szpitala elżbietanek i wrzucono do Rawy. Dziś pamiątką tamtych wydarzeń jest pokryta patyną tablica.

Fot. Tablica pamiątkowa na rogu
ul. Wojewódzkiej i Plebiscytowej

Rankiem następnego dnia (18 sierpnia) doszło do kolejnych rozruchów. Po Katowicach krążyły francuskie czołgi, ale gdy pułkownik Blanchard został poinformowany, że pod jego siedzibę została podłożona mina, nakazał ewakuację wszystkich swoich ludzi do koszar (przy obecnej ulicy Francuskiej). To tylko zachęciło Niemców do jeszcze śmielszych akcji. Tłum ruszył w stronę siedziby Polskiego Komitetu Plebiscytowego (na rogu dzisiejszych ulic Wojewódzkiej (wtedy Holteistrasse) i Plebiscytowej), po drodze plądrując np. redakcję kierowanej przez Pawła Pośpiecha "Gazety Ludowej" (Wojewódzka 14).
Dostępu do budynku Polskiego Komitetu Plebiscytowego (wtedy pod nazwą Deutsches Haus) bronił kierownik tej placówki, doktor Henryk Jarczyk, wspierany przez kilka osób, wśród których był np. późniejszy burmistrz Mikołowa Józef Koj. Poddali się dopiero wtedy, gdy atakujący rozlali w środku benzynę i podpalili ją. Przy wychodzeniu zostali pobici, kilku z nich zagrożono podobno śmiercią.
Francuzom udało się opanować sytuację w Katowicach dopiero 19 sierpnia, gdy generał Gratier, naczelny dowódca sił sprzymierzonych, sprowadził kilka samochodów pancernych i wysłał na ulice wzmocnione patrole.

http://powstaniaslaskie.com.pl/

Oczami powstańca

Wspomina Ludwik Gołąb, powstaniec z Dębu:

"Doktor Jarczyk nakazał nam, abyśmy bronili komitetu do ostatka. Przewaga napastników była jednak ogromna. Mimo bohaterskiej obrony po dwugodzinnej ciężkiej walce bojówkarzom i oddziałowi Sicherheitspolizei udało się wtargnąć do gmachu, gdzie zaczęli demolować wnętrze i wszystko niszczyć. Na koniec polali wszystko benzyną i podpalili ją. Nasza nieliczna grupa wycofała się przez dach. W ręce bandziorów wpadli tylko Szramek i doktor Jarczyk. Trudno opisać, jak Niemcy pastwili się nad nimi. Jak dzikie bestie, a nie ludzie. W wyniku odniesionych obrażeń Szramek wkrótce zmarł. Już nazajutrz członkowie POW samorzutnie obstawili patrolami całe Katowice, a polska ludność demonstrowała na ulicach. W nocy z 19 na 20 sierpnia 1920 roku wybuchło na całym obszarze plebiscytowym II powstanie"

Fragment artykułu Józefa Krzyka "Śladami powstańców śląskich po Katowicach" opublikowanego na łamach Gazety Wyborczej 19.05.2011r.